spoleczenstwoKamienia nie skruszy czas - Józef Myjak
SANDOMIERSKIE zapłaciło w czasie ostatniej wojny i okupacji niemałą daninę krwi. We wrześniu 1939 r., w okupację hitlerowską, a także podczas działań frontowych na przełomie 1944 i 1945 r. zginęło tu kilkanaście tysięcy ludzi. Ginęli w różny sposób. Była to typowa śmierć żołnierska na polu walki, była to też śmierć cywilna, również gwałtowna, przedwczesna, zadana przez przypadkową i nieprzypadkową kulę, na ulicy i od plutonu egzekucyjnego i śmierć w obozach koncentracyjnych, więzieniach. Tak dużo jej było i tak szybko się stawała, że nawet nie każdemu dane było mieć indywidualny grób. A potrzeba własnej mogiły jest dla człowieka tak samo ważna, jak i inne podstawowe potrzeby. W dziejach ludzkości zawsze trafiały się takie okresy, że zbiorowa śmierć zadawana przez wojny, pomory czy klęski naturalne naruszała odwieczny, normalnym czasom przypisany, porządek grzebalny i wtedy powstawały mogiły zbiorowe, bezimienne najczęściej, ale było to zawsze miejsce określone. Dopiero czas ostatniej wojny "zrewolucjonizował" zbiorowe umieranie osiągając perfekcję w obozach koncentracyjnych. Ludzkie prochy po spaleniu rozwiewał wiatr. A więc zbiorową mogiłą stal się sam obóz. Po wojnie, ci co przeżyli, postanowili upamiętniać zbiorową śmierć tamtych. Wciąż powstają symboliczne mogiły, pomniki, odnoszące się do czasów wojny i okupacji. Coraz częściej są skierowane do konkretnych wydarzeń, grup ludzi, nawet jednostek. Niektórym wydaje się, że nawet powstaje ich za dużo. Jednak rachunek za ostatnią wojnę jest wciąż niepodliczony. Wciąż pewne pola tragedii ludzkiej nie zostały uwidocznione. Przeciwnicy budowy pomników twierdzą, że w tak trudnych czasach, w jakich znalazł się nasz kraj, budowanie pomników jest zbędnym luksusem. Jest to pogląd pozornie słuszny, w sumie jednak niebezpieczny, gdyż niesie zagrożenie dla idei. Naród, który kieruje się tylko praktycyzmem, a który kulturę duchową traktuje marginalnie, powoli umiera. A jednym z powszechnie dostępnych wykładników świata idei są właśnie pomniki - rzeźby w dosłownym znaczeniu. Niosą w sobie i na sobie ważkie wartości, zamienione w plastyczne symbole. Organizują również estetycznie przestrzeń - stąd powinny to być dzieła rzeźbiarskie najwyższego lotu, ale nie zawsze tak jest, gdyż zleceniodawca nie chce uznać prawa artysty do stanowienia o plastycznym wyrazie pomnika. Również mówienie o potężnych nakładach finansowych na budowę pomników nie jest w pełni uzasadnione. Można oczywiście wznieść pomnik z brązu za setki milionów, ale można również i taki za kilkaset tysięcy, a jest to suma w sferze kultury mała. Poza tym sporo pomników, tablic pamiątkowych powstaje sumptem społecznym, czyli jakaś grupa ludzi z własnej woli chce na ten cel dać pieniądze albo własną pracę i czas. Taka właśnie grupa, formalnie skupiona w Grodzkim Kole Przyjaciół Sandomierza Oddziału PTTK w Sandomierzu, postanowiła upamiętnić pomnikiem tych wszystkich sandomierzan, którzy ponieśli śmierć w czasie ostatniej wojny: tu na miejscu i daleko stąd, na różnych frontach, w obozach koncentracyjnych, więzieniach, potyczkach partyzanckich, gettach, rozstrzelanych w egzekucjach, zmarłych z głodu i chorób, żołnierzy, partyzantów i cywilów, po prostu ludzi.
Pomysł takiego pomnika zrodził się u Wandy Pawlakowej dość dawno, zaraz po wojnie, ale jego urzeczywistnienie stało się możliwe dopiero teraz, dzięki rzeczywiście pracy społecznej konkretnej grupy ludzi, którym bliskie są sprawy przeszłości regionu (...).

Idea takiego pomnika zarówno w sensie treści, jak i formy tkwiła w nim już od dawna. Właściwie to chodził z tą myślą ciągle, a sandomierzanie umożliwili jej rzeźbiarskie urzeczywistnienie. Maciejowi Szańkowskiemu, twórcy na wskroś nowoczesnemu, który zafascynowany jest przestrzenią, propozycja Jerzego Targowskiego z Sandomierza stała się bliska (...).
Gdy przyszedł do niego Jerzy Targowski, jeden z inicjatorów budowy pomnika, powiedział, że w Sandomierzu mają kamienie już obrobione (pozostałości z krakowskiego grunwaldzkiego) oraz że mogą mieć polne głazy polodowcowe, ale nie bardzo wiedzą, jak ten materiał użyć na budowę. Maciej Szańkowski wychodząc z projektu konkursowego zaproponował nietypową wizję pomnika poświęconego ofiarom ostatniej wojny. Trudno opisywać plastykę, ale na użytek informacyjny podam uproszczony wizerunek dzieła, nim stanie się ono faktem rzeźbiarskim, wkomponowanym w skwer, wciśnięty w nieckę między katedrą, ulicę Zamkową i zamek. Jego materię plastyczną stanowić będą potężne głazy granitowe wyciągnięte z pól w okolicach Gościeradowa oraz obrobione słupy sjenitowe osadzone na brukowi podłożu. Elementy te tworzyć będą kompozycję zajmującą kilkanaście metrów kwadratowych. Taka kompozycja pomnika wynika z poglądu Macieja Szańkowskiego na rzeźbę: "rzeczą rzeźbiarza jest również kształtowanie przestrzeni". Granitowe głazy będą miały z jednej strony gładkie płaszczyzny. Jest to jedyna ingerencja człowieka w kamienie. Techniczną opiekę nad tą fazą realizacyjną sprawuje Mieczysław Paterek, dyrektor Kieleckiego Przedsiębiorstwa Robót Mostowych w Sandomierzu. Obrabiane wygładzane przez kamieniarza Jana Stępnia głazy ukażą urodę granitu. Tarcze te będą czekały na napis, którego nikt nie wyryje - taka jest bowiem filozofia tej rzeźby.spoleczenstwoInformacja, natomiast: "Mieszkańcom Ziemi Sandomierskiej, ofiarom II wojny światowej" umieszczona zostanie na głazie ustawionym jakby poza kamiennym kręgiem. Ten oryginalny pomnik powstanie dzięki zaangażowaniu projektanta z Warszawy i kilkunastu ludzi z Sandomierza, szefów różnych przedsiębiorstw pracujących na terenie miasta, którzy praktycznie realizują to zamierzenie. Jedni organizują transport (np. Stanisław Broda, dyrektor STW), inni czuwają nad przygotowaniem technicznym miejsca pod pomnik i jego ustawieniem (inżynierowie Kazimierz Socha, Marian Kwieciński, Zofia Łotkowska, Seweryn Poleski i Marian Wojtas). To tylko niektóre nazwiska ludzi. Ludzi, dzięki którym powstanie wyżej opisana realizacja plastyczna jest więcej.