Jędrusie

Idzie wolno w kierunku lasu, ale już z daleka widać po jego minie, że jest bardzo przygnębiony.
- Co słychać? - pada pytanie pod jego adresem.
- Nic jeszcze nie wiecie? "Zdzich" i Wanda Szcześniak nie żyją.
Nie, nie! "Chebonsie"! Co "Chebons" plecie?! To chyba niemożliwe! Nie pytali już więcej. Obaj usiedli przy plocie, na jakiejś żerdzi i opuściwszy głowy, ściskali je mocno dłońmi. Byli załamani, zdruzgotani tą wieścią.
Po chwili "Chebons" zaczął opowiadać. Przed pół godziną przyjechał rowerem Janek Kozłowski z Sulisławic i przywiózł te wieści. "Zdzich" zajechał do Marcina. Po nieszporach przyszła Wanda. Chwilę rozmawiali w sadzie za domem, gdy nagle usłyszeli w pobliżu warkot motoru. Zgrzyt hamulców oznajmił, że Niemcy są tu, koło domu. Zaczęli uciekać. Młodsza siostra Wandy, która siedziała razem ze swoją ciocią, żoną Marcina, uciekła w kierunku traktu bukowskiego i wkrótce zniknęła z pola widzenia. "Zdzich" uciekał rowerem w kierunku Jezior, Wanda za nim, tylko nieco bardziej w bok, w stronę Ruszczy. Uciekli może z 50 czy 60 metrów, gdy posypały się za nimi pierwsze serie. Wanda została ranna, lecz biegła dalej. Coraz wolniej wprawdzie, bo pod górkę. Do załomu terenu mieli już niedaleko, lecz Wanda nie mogła już biec, zaczęła wołać "Zdzicha". Ten wrócił się. Nie pomogło jednak ostrzeliwanie się z "Visa". Jeszcze 10, 20 kroków i dosięgły ich śmiertelne kule. Legli na pagórku, na ściernisku... "Chebons" zaczyna się dławić., .jak ścięte, młode, niedojrzałe jeszcze kłosy. Do ciał podbiegli oprawcy, poczęli je kopać. Zabrali od "Zdzicha" broń, z wiatrówki zdarli mu harcerski krzyż. Później wrócili do Marcina i rozstrzelali siedzącą przed domem jego żonę. W ten sposób mścili się za wczorajszą porażkę.

Źródło: Szlakiem "Jędrusiów" - Eugeniusz Dąbrowski