Drukuj

Jędrusie

W miesiąc później, a mianowicie 21 sierpnia, z szeregów "grajków" wypadł "Simek". Ten sam, co to Hanię gdzieś w Ostrowcu zostawił. Jechał do "Chebonsa". Słońce chyliło się ku zachodowi. W tę stronę, wprost pod słońce, kręcił pedałami swego roweru "Simek". W momencie gdy wyjechał z Sulisławic na trakt do Bukowej, obskoczyli go żandarmi. Nie zdążył nawet wyjąć "spluwy" z kabury. Zabrawszy go żywym, uciekali wraz z nim do Łoniowa "co koń wyskoczy". Byliśmy w tym czasie w kilku nad rzeką koło młyna w Sulisławicach, gdy o wypadku "Simka" z żandarmami zawiadomił nas Janek Kozłowski z Sulisławic, który rowerem przypędził pod młyn i już z daleka przywoływał nas do siebie. Do wioski było stąd prawie kilometr drogi, a ludzie nie wiadomo skąd wiedzieli o naszym pobycie nad rzeczką. Jeszcze raz potwierdzona została olbrzymia rola w działalności partyzanckiej tak zwanych "oczu i uszu terenu". Natychmiast wsiedliśmy na rowery. "Zdzich" podążył łąkami w kierunku kwatery "Chebonsa" w Bukowej po erkaemy, reszta ruszyła za żandarmami. W Ruszczy dopędził nas "Zdzich", oczywiście już z erkaemami. Drugi erkaem zabrał "Romek Uszaty". Pędzimy dalej, lecz niestety, żandarmów już nie zdołamy dogonić. Oto zza wzniesienia wyłania się już Łoniów. "Genek" ze "Zdzichem" udają się sadami na ubezpieczenie od strony Sandomierza. "Kazik" (Rutkowski) proponuje grupie uderzeniowej, aby pod posterunek żandarmerii podejść pod osłoną wozu załadowanego snopami zboża. Pomysł dobry, ale fura wlecze się okropnie, a tu każda sekunda ma wielkie znaczenie. "Marian Wielki", "Bobo", "Andrzej" oraz "Romek Uszaty", "Kumoter" i "Kazik" przedzierają się wzdłuż opłotków w kierunku Niemców. Jednak zostają przez nich zauważeni i w momencie zbliżenia się do szosy w pobliżu figury św. Jana otrzymują silny ogień niemieckich "empików". Tylko czwórce z tej grupy udało się przeskoczyć szosę, a "Romek Uszaty" z "Kumotrem" wycofują się na wzgórze. W naszej grupie uderzeniowej brak erkaemu. Do luftu cała robota - zdajemy sobie z tego sprawę. "Andrzej" przywołuje "Zdzicha" i "Genka" z ubezpieczenia dla wsparcia ataku. Pomoc ta przychodzi w samą porę, bowiem w momencie, gdy grupa szturmowa przygnieciona ogniem żandarmów zaczyna się wycofywać, "zaszczekał" nasz erkaem. Krótkie szybkie serie, jedna za drugą, po cztery, pięć pocisków. Przechodzimy do natarcia, naprzód! Skok z podwórza na podwórze, serie, skok przez ulicę, padnij, seria i znowu skok. Przesuwamy się teraz wzdłuż ogrodzenia budynku żandarmerii. "Genek" rzuca granat na dziedziniec posterunku. Kilka serii "Zdzicha" z erkaemu i leci drugi granat "Genka". Żandarmi zwiewają. "Zdzich" praży już zza słupka bramy wprost w okna. Lecz co to? Na ganku dworskiego budynku, zajmowanego przez żandarmerię, stoi "Simek". Skrępowany, lecz żywy jeszcze. "Zdzich" przestaje strzelać. W tym momencie któryś z uciekających żandarmów celuje wprost głowę "Simka" i ucieka.

Źródło: Szlakiem "Jędrusiów" - Eugeniusz Dąbrowski