Początki twórczości poetyckiej Zbigniewa Kabaty sięgają okresu okupacji, gdy, jako partyzant od „Jędrusia”, współtworzył słynną grupę „grajków” i dla oddziału układał słowa do popularnych melodii, najczęściej amerykańskich. Swój pierwszy dojrzały wiersz napisał w 1948 roku („Jarzębina”). Jego aktywność poetycką zamyka, napisany na kanwie Litanii Loretańskiej, cykl liryków religijnych „Świętej Królowej Jej wierny poddany” z 2014 roku. Jest również Zbigniew Kabata autorem tomu prozy „Żniwa na głębinie”, który napisał na prośbę przyjaciół, by wyjaśnić swoją fascynację morzem. Ale główną formą ekspresji artystycznej była liryka i to właśnie tutaj najpełniej wybrzmiał jego głos.W cedrowym domku w Nanaimo miał biblioteczkę z tomikami polskich poetów, do których sięgał w chwilach nostalgii. Dzięki kontaktom prywatnym był też zaopatrywany w polskie wydawnictwa, jego księgozbiór zawierał również wydawnictwa londyńskie. Wykształcenie, praca zawodowa sytuowały Kabatę po stronie racjonalistów. Ale, jak sam napisał, człowiek żyje na dwóch poziomach: intelektualnym oraz emocjonalnym. Ten drugi wymiar pomogła mu wyrazić poezja. Swoje wiersze nazywał „piosenkami bez melodii”1. To w nich mógł „opowiadać” o sobie, o dramatycznej młodości, którą przeżył „z głową na karabinie”. Stała się więc poezja swoistym pamiętnikiem lirycznym człowieka, który ocalał z kataklizmu wojennego, następnie, miast wdzięczności, okazano mu pogardę i, jak mówił, wypędzono z kraju. Wiersze Kabaty mają charakter bardzo osobisty, niekiedy intymny. Nie wiadomo, ile utworów poetyckich napisał, w listach przesłał mi trzy teksty, co do których uczynił zastrzeżenie, że nie są do publikacji. Czy było takich więcej? Na pewno poszukiwał kontaktów z odbiorcami. Cieszyło go, gdy na pomniku Armii Krajowej w Licheniu wyrzeźbiono jego wiersz „Armia Krajowa”, radował się, że utwór wraz z melodią Tadeusza Kaczyńskiego jest często śpiewany i ma rangę nieoficjalnego hymnu tej formacji. I zawsze, gdy dotarła do niego wiadomość, że młodzież recytuje jego wiersze odpowiadał: „Nie dane mi było pracować dla mego Kraju, choć tylko w tym widziałem sens mego życia. Nie żyłem jednak na próżno”2. Traktował zatem swą twórczość poetycką także jako służbę, wypełnienie obowiązków patriotycznych. Wśród wierszy „Boba” da się wyodrębnić trzy zasadnicze nurty:
- lirykę okolicznościową, na którą składają się utwory tematycznie związane z okresem okupacji – to nurt poezji, w którym mieszczą się m.in. wiersze – epitafia, reminiscencje z życia „leśnego”,
- lirykę osobistą, w której dochodzi do głosu wyznanie człowieka doświadczonego przez historię, ale niepozbawionego poczucia humoru i dystansu do siebie,
- lirykę religijną, którą najpełniej reprezentują dwa ostatnie zbiorki: „Partyzancka Droga Krzyżowa”, „Świętej Królowej Jej wierny poddany”.
Lecz przyjęta na potrzeby tego wystąpienia klasyfikacja jest wyłączenie pewnym konstruktem porządkującym, bo wszystkie te nurty wypływają z jednego źródła – z wojennych przeżyć człowieka obdarzonego szczególną wrażliwością. „Bobo”, rocznik 1924, był Kolumbem, ale tym, który ocalał. Młodość przeżył zgodnie z przeznaczeniem swego pokolenia – od 1941 r. jako „pracownik” podziemnego pisma „Odwet”, następnie żołnierz oddziału „Jędrusie” i 2 pp Leg. AK, potem, po przejściu przez „zieloną granicę”, żołnierz 2 Korpusu Polskiego we Włoszech. W przeciwieństwie do Tadeusza Różewicza, także ocalonego Kolumba, głosił, że walka podziemna miała głęboki sens, bo są takie wartości, w których obronie trzeba stanąć, mimo cierpień i bólu. A tych doświadczył i Kabata, i jego przyjaciele, z których wielu zginęło w potyczkach i walkach. „Bobo” uznał za swój moralny obowiązek, by utrwalić ich imiona, ich bohaterstwo i ofiarę. Jako poeta znalazł się Kabata w sytuacji osobliwej: wiersze pisał tylko w języku polskim, na co dzień – w domu i w instytucie – posługiwał się angielskim. Ale nie mógł nim pisać utworów poetyckich. To nie był jego język. To nie był język, którym mówili „leśni” przyjaciele, koledzy z Korpusu Kadetów we Lwowie, którego uczniem przed wojną był Kabata. Stąd dramatyczne wysiłki, jakie podejmował, by zachować sprawność w posługiwaniu się polszczyzną (Szkic biograficzny, s. 78, 83, 90). Miłość do języka polskiego stała się tożsama z umiłowaniem ojczyzny, którą musiał opuścić. Na obczyznę wziął z sobą bolesną pamięć oraz język ojców – prawdziwe i jedyne dziedzictwo, któremu dochował wierności, czego dowodzi strofa kończąca wiersz „Polska mowa” z 1996 r.:
Lecz gdy już wszystko mi przyjdzie porzucić,
aby do Polski Walczącej powrócić,
wiem, że ostanie pożegnalne słowa
szepnie mi w ucho właśnie polska mowa.
Przez wiele lat odcięty od czytelników – odbiorców swych wierszy, od krytyki, która pozwala usytuować siebie jako poetę na pewnej skali i ocenia wartość twórczości, skazany był na samotność tym większą, że nikt w jego najbliższym otoczeniu nie mówił po polsku, nikt też nie przeżył w równie dramatyczny sposób tego okresu, który determinuje całe życie – młodości. Skłonność do tworzenia poezji to była immanentna cecha osobowości Kabaty, konstytuująca go jako pełnego człowieka. Przecież nie każdy z nas wyraża swe emocje mową wiązaną, a „Bobo” – tak. Był więc poetą, którego poezja sobie wybrała. Jaki pożytek zrobił ze swego talentu, którym niewątpliwie był obdarzony, a co wyraziło się we wszystkich formach wypowiedzi, jakie uprawiał – w wierszach, w prozie, w listach. Trzeba zaznaczyć, że Zbigniew Kabata prowadził bogatą korespondencję z całym światem, a szczególnie z Polską. Tu zostawił przecież część swego losu i tu byli przyjaciele, świadkowie jego bohaterstwa. Kabata – homo epistolarius. Do własnych wierszy miał stosunek niezwykle krytyczny. Sądził, że tak naprawdę tylko dwa jego utwory są coś warte: „Armia Krajowa” i „Do mojej 80-latki”. A jednak w „Małym słowniku pisarzy polskich na obczyźnie 1939-1980” z 1993 r. własną ręką na stronicy 152 dopisał swoje nazwisko (obecnie tom wraz z kilkuset innymi książkami z prywatnej biblioteki „Boba” znajduje się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sandomierzu). W listach do autorki tego wystąpienia wielokrotnie podkreślał, że nie uważa siebie za prawdziwego poetę i to nie była kokieteria. Na tę Kabata był nazbyt uczciwy. Może uważał, że poezja, którą kochał, nie była główną treścią jego życia, że ją, być może, zdradził, idąc za powołaniem naukowym. Nie mógł się też z nią dzielić się z najbliższymi. Odbiorcy byli dalecy i nieznani, z wyjątkiem przyjaciół i towarzyszy broni, dla których opublikował w emigracyjnej prasie londyńskiej nieliczne wiersze i prozatorskie wspomnienia. Utwory Kabaty docierały jednak do kraju. Ciekawą sprawą byłoby prześledzić ich drogę do Polski. Zaczęto je drukować wpierw w drugim obiegu: Niezależne Warsztaty Wydawnicze „Ogniwo” przy RKW NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu w 1988 r. wydały zbiorek „W pieśni wrócim znów”. Zgodnie z drugoobiegowym zwyczajem redakcja poinformowała, że o zgodę autora nie pytano. W tym samym trybie ukazały się „Wiersze i proza. Wybrane utwory napisane w latach 1940-1981 oraz w roku 1984”, Poznań, 1985, a także okolicznościowy tomik z utworami „Boba” „Wiersze. 45 rocznica bitwy o Wilno”, Gdańsk 1989 r. (te pozycje można znaleźć w Archiwum Opozycji. Książki drugiego obiegu. Ośrodek KARTA, Warszawa 2014
Czyż nie miał racji Adam Mickiewicz, gdy w żartobliwej parafrazie Ody 30 Horacego „Exegi munimentum aere perennius, napisał:
Stąd mimo carskich gróźb, na złość strażnikom ceł,
Przemyca w Litwę Żyd tomiki moich dzieł.
Groźby były, chociaż nie carskie, byli także strażnicy, którzy zamykali wierszom Kabaty drogę do ojczyzny, lecz byli i tacy, którzy te utwory przemycali, a może to on sam wkładał je do listów? Po przełomie politycznym można było już tę twórczość wydawać. I tak po 1989 r. ukazały się w:
Lecz gdy już wszystko mi przyjdzie porzucić,
aby do Polski Walczącej powrócić,
wiem, że ostanie pożegnalne słowa
szepnie mi w ucho właśnie polska mowa.
Przez wiele lat odcięty od czytelników – odbiorców swych wierszy, od krytyki, która pozwala usytuować siebie jako poetę na pewnej skali i ocenia wartość twórczości, skazany był na samotność tym większą, że nikt w jego najbliższym otoczeniu nie mówił po polsku, nikt też nie przeżył w równie dramatyczny sposób tego okresu, który determinuje całe życie – młodości. Skłonność do tworzenia poezji to była immanentna cecha osobowości Kabaty, konstytuująca go jako pełnego człowieka. Przecież nie każdy z nas wyraża swe emocje mową wiązaną, a „Bobo” – tak. Był więc poetą, którego poezja sobie wybrała. Jaki pożytek zrobił ze swego talentu, którym niewątpliwie był obdarzony, a co wyraziło się we wszystkich formach wypowiedzi, jakie uprawiał – w wierszach, w prozie, w listach. Trzeba zaznaczyć, że Zbigniew Kabata prowadził bogatą korespondencję z całym światem, a szczególnie z Polską. Tu zostawił przecież część swego losu i tu byli przyjaciele, świadkowie jego bohaterstwa. Kabata – homo epistolarius. Do własnych wierszy miał stosunek niezwykle krytyczny. Sądził, że tak naprawdę tylko dwa jego utwory są coś warte: „Armia Krajowa” i „Do mojej 80-latki”. A jednak w „Małym słowniku pisarzy polskich na obczyźnie 1939-1980” z 1993 r. własną ręką na stronicy 152 dopisał swoje nazwisko (obecnie tom wraz z kilkuset innymi książkami z prywatnej biblioteki „Boba” znajduje się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sandomierzu). W listach do autorki tego wystąpienia wielokrotnie podkreślał, że nie uważa siebie za prawdziwego poetę i to nie była kokieteria. Na tę Kabata był nazbyt uczciwy. Może uważał, że poezja, którą kochał, nie była główną treścią jego życia, że ją, być może, zdradził, idąc za powołaniem naukowym. Nie mógł się też z nią dzielić się z najbliższymi. Odbiorcy byli dalecy i nieznani, z wyjątkiem przyjaciół i towarzyszy broni, dla których opublikował w emigracyjnej prasie londyńskiej nieliczne wiersze i prozatorskie wspomnienia. Utwory Kabaty docierały jednak do kraju. Ciekawą sprawą byłoby prześledzić ich drogę do Polski. Zaczęto je drukować wpierw w drugim obiegu: Niezależne Warsztaty Wydawnicze „Ogniwo” przy RKW NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu w 1988 r. wydały zbiorek „W pieśni wrócim znów”. Zgodnie z drugoobiegowym zwyczajem redakcja poinformowała, że o zgodę autora nie pytano. W tym samym trybie ukazały się „Wiersze i proza. Wybrane utwory napisane w latach 1940-1981 oraz w roku 1984”, Poznań, 1985, a także okolicznościowy tomik z utworami „Boba” „Wiersze. 45 rocznica bitwy o Wilno”, Gdańsk 1989 r. (te pozycje można znaleźć w Archiwum Opozycji. Książki drugiego obiegu. Ośrodek KARTA, Warszawa 2014
Czyż nie miał racji Adam Mickiewicz, gdy w żartobliwej parafrazie Ody 30 Horacego „Exegi munimentum aere perennius, napisał:
Stąd mimo carskich gróźb, na złość strażnikom ceł,
Przemyca w Litwę Żyd tomiki moich dzieł.
Groźby były, chociaż nie carskie, byli także strażnicy, którzy zamykali wierszom Kabaty drogę do ojczyzny, lecz byli i tacy, którzy te utwory przemycali, a może to on sam wkładał je do listów? Po przełomie politycznym można było już tę twórczość wydawać. I tak po 1989 r. ukazały się w:
- 1993 r. - „Wiersze” oraz „Żniwa na głębinie”
- 1999 r. - „Byłaś radością i dumą” oraz II wyd. uzupełnione – 2012 r. (wiersze i wspomnienia)
- 2011 r. - Wybór wierszy. Akowski testament - w obronie pamięci
- 2014 r. - Wybór wierszy, wydanie II
- 2012; 2015 r. - „Partyzancka Droga Krzyżowa”
- 2014 - „Świętej Królowej Jej wierny poddany”
Kabata świadomie wybrał tradycyjny typ wiersza – model skamandrycki (za Tuwimem i Wierzyńskim). Była to nie tylko deklaracja estetyczna, ale też ideowa. „Bobo” opowiedział się tym samym po stronie tradycyjnych wartości. I chociaż nie podzielał poglądów Tuwima ani jego przekonań ideowych, fascynowała go ta poezja, szczególnie „Kwiaty polskie”, głównie ze względu na stosunek poety z myszką na twarzy do słowa. Podziwiał Tuwimowe fantazje słowotwórcze, sam podążał tą drogą w wierszu bez tytułu (Drogą, łukiem dookoła zatoki) Nanaimo, 3 września 1969 r.) powstałym z zachwytu nad utworami autora „Treści gorejącej” wyznawał:
Drogą łukiem dookoła zatoki
chwieję chwieję moje chwiejne kroki
głowa ciężka, bania pełna wierszy.
Słowem mową pijany, zalany
idę w dziąsło poezją szarpany
facet śmieszny ściśle nietutejszy.
Coś w tej bani się bąbli i cieszy
coś się rytmi i rymem się czesze
pszczelim ulem suchym sykiem bzykiem.
Coś się plecie w łepecie i gada
i znienacka mierzi mnie Kanada
bo w niej polskim nie mówią językiem.
Język mi się polani, kupali
i jantarzy i marzy i pali
i ładosi i prosi i droży.
Pęka bania z nadmiaru poezji
zmiatam drogę połami kierezji
angielskiemu uciekłem z obroży (…) s. 102
Ktoś, komu całość twórczości poetyckiej Kabaty jest mniej znana, mógłby się zdumiewać, że takie niefrasobliwe, żartobliwe słowa wyszły spod pióra autora wiersza „Armia Krajowa”. A jednak. Sam siebie „Bobo” postrzegał jako człowieka o wielu wcieleniach, któremu w pewnych okresach życia przyszło pełnić różne społeczne role. Wyjaśnił to w wierszu „Zwisa mi z ramion jak pstrokata szmata” z 3 lutego 1971 r. Poeta posłużył się w nim metaforą ubioru, która pozwoliła mu opowiedzieć o sobie jako człowieku, którego strój-osobowość tworzy szata sporządzona z łat. A każda jest symbolem kolejnej roli życiowej – wpierw był kadetem (łach granatowy z kadeckiego munduru), następnie marynarzem (łata – kęs żaglowego płótna), później partyzantem-żołnierzem (zielona przy łacie łata), wreszcie rybakiem (łata z żółtego plastyku), uczonym, który pragnął zgłębić tajemnicę życia (z białego płótna łata, wyszarpana z białego kitla co się w chemikaliach utytłał), poetą (łata papierowa), który znajdzie słowopój ukryty, co pozwoli zrozumieć swój los i świat; był też mężem:
Zwisa mi z ramion jak łaciata szmata,
co ziemię pałami zamiata,
mój los pstrokaty, człowieczy,
mój żywot, rzecz nie do rzeczy
w całość ściegiem drobnym ześcibiony
pracowitą ręką mojej żony (s. 114)
Jak powiedziała Teresa Zaniewska w artykule „Strofy spod znaku karabinu i róży”3 z życia Kabaty można by stworzyć kilka życiorysów i każdy byłby frapujący. Istotnie, biografia „Boba” zdumiewa wielobiegunowością, wykluczającymi się, jak można by sądzić, wcieleniami. A jednak składają się one na jedną postać, tyle że nieprzeciętną.W odbiorze społecznym Kabata funkcjonuje głównie jako piewca Armii Krajowej, którą nazwał Armią Dumną. Co prawda rozpoczynał swoją bohaterską drogę jako partyzant oddziału „Jędrusie” i do końca tak o sobie myślał, czego dowodzą podpisy, jakimi sygnował listy: „Bobo” od „Jędrusia”, to jednak chyba w Armii Krajowej widział tę formację, która objąwszy swym działaniem wszystkie niemal polskie ziemie, była armią prawdziwą, z dowództwem, hierarchią i całym wojskowym anturażem, który jako kadet pokochał. Swój wielki szacunek do AK wyraził w przywoływanym, sztandarowym wierszu, w którym na prawach poetyckiego uogólnienia zawarł los wojenny i powojenny tej formacji, a także, niczym profeta, przewidywał:
Nas nie stanie, lecz ty nie zaginiesz.
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz,
ARMIO KRAJOWA. (s. 45)
O Armii Krajowej Zbigniew Kabata zawsze pisał w tonie afirmatywnym, a nawet ją sakralizował. W wierszu „Tak wiele czasu spędziłem w pogoni” wyznawał, iż poszukiwanie słów, którymi można by było nazwać najwyższe bohaterstwo i najwznioślejszą ideę, zawsze prowadzi do konkluzji:
Dwa takie słowa znalazłem - jak hasło
nimbem okryte złotej aureoli,
słowa jak światło co nigdy nie zgasło
i oczy ślepi i cieszy i boli.
Być może zabrzmią dla innych inaczej
te dwa najprostsze, najzwyklejsze słowa.
Ja nimi czyny nieśmiertelne znaczę
Słuchajcie ludzie - to ARMIA KRAJOWA!
I nic już więcej wyrzec nie potrafię.
I nic już więcej powiedzieć nie trzeba
Choć nimi w serca na ziemi nie trafię
wiem, że dolecą do samego nieba. (s. 216)
Pewność racji moralnych, po których stronie stanęła ta formacja, nakazała Kabacie formułować radykalne przekonanie, że Armii Krajowej należy się cześć i jasne miejsce w historii Polski, co według poety, znajduje dodatkową motywację w sankcji boskiej, niebiańskiej. Przy czym „Bobo”, sławiąc AK jako najwyższą ideę, nie gloryfikował jej żołnierzy, bo, jak napisał w wierszu „Wara”, było ich ponad 350 tysięcy i „przy tej liczbie niech nikt się nie łudzi / że był to huf aniołów, a nie ludzi” (s. 228). I zachęcał, by nieżyczliwy historyk do woli krytykował akowców, lecz przestrzegał go: „wara ci od ARMII KRAJOWEJ!” (s. 228). „Bobo” widział w Armii Krajowej spadkobierczynię i kontynuatorkę całej tradycji niepodległościowej, począwszy od Powstania Listopadowego, przez Styczniowe, wreszcie Legiony J. Piłsudskiego; mówił w wierszu „Sztafeta”
Nam wypadło przejąć spadek krwawy,
podnieść broń co z martwych rąk wypadła
i zapomnieć o sobie dla Sprawy
w ciemną noc co na kraju osiadła. (s. 290)
I tę tradycję przekazuje młodym:Weźcie od nas pałeczkę sztafety.
Niech was wiedzie ten sam Orzeł Biały
do tej samej od wieków już mety
dla Jej dobra, dla Jej wiecznej chwały.
Powinność patriotyczną musi wypełnić każda generacja, zgodnie z momentem historycznym, w jakim przyszło nam żyć. Kolumbowie przejęli spadek krwawy, a więc podjęli walkę zbrojną. Byli wśród nich ludzie, których „Bobo” pokochał i za którymi później tęsknił. Przychodzili do niego szczególnie w nocy, gdy człowiek znajduje się w osobliwym stanie: pół jawy, pół snu. Nawiązując do konwencji onirycznej, przywoływał wielu „leśnych” przyjaciół, z którymi związał się emocjonalnie na całe życie, m.in. Leona Torlińskiego czy Edytę i Władysława Chachajów – „Basię” i „Andrzeja”, którym zadedykował wiersz „Baśdrzejom na pamiątkę mokrej paproci”.
Na alei leśnej żeśmy się spotkali…
I zawsze się na niej będziemy spotykać,Drogą łukiem dookoła zatoki
chwieję chwieję moje chwiejne kroki
głowa ciężka, bania pełna wierszy.
Słowem mową pijany, zalany
idę w dziąsło poezją szarpany
facet śmieszny ściśle nietutejszy.
Coś w tej bani się bąbli i cieszy
coś się rytmi i rymem się czesze
pszczelim ulem suchym sykiem bzykiem.
Coś się plecie w łepecie i gada
i znienacka mierzi mnie Kanada
bo w niej polskim nie mówią językiem.
Język mi się polani, kupali
i jantarzy i marzy i pali
i ładosi i prosi i droży.
Pęka bania z nadmiaru poezji
zmiatam drogę połami kierezji
angielskiemu uciekłem z obroży (…) s. 102
Ktoś, komu całość twórczości poetyckiej Kabaty jest mniej znana, mógłby się zdumiewać, że takie niefrasobliwe, żartobliwe słowa wyszły spod pióra autora wiersza „Armia Krajowa”. A jednak. Sam siebie „Bobo” postrzegał jako człowieka o wielu wcieleniach, któremu w pewnych okresach życia przyszło pełnić różne społeczne role. Wyjaśnił to w wierszu „Zwisa mi z ramion jak pstrokata szmata” z 3 lutego 1971 r. Poeta posłużył się w nim metaforą ubioru, która pozwoliła mu opowiedzieć o sobie jako człowieku, którego strój-osobowość tworzy szata sporządzona z łat. A każda jest symbolem kolejnej roli życiowej – wpierw był kadetem (łach granatowy z kadeckiego munduru), następnie marynarzem (łata – kęs żaglowego płótna), później partyzantem-żołnierzem (zielona przy łacie łata), wreszcie rybakiem (łata z żółtego plastyku), uczonym, który pragnął zgłębić tajemnicę życia (z białego płótna łata, wyszarpana z białego kitla co się w chemikaliach utytłał), poetą (łata papierowa), który znajdzie słowopój ukryty, co pozwoli zrozumieć swój los i świat; był też mężem:
Zwisa mi z ramion jak łaciata szmata,
co ziemię pałami zamiata,
mój los pstrokaty, człowieczy,
mój żywot, rzecz nie do rzeczy
w całość ściegiem drobnym ześcibiony
pracowitą ręką mojej żony (s. 114)
Jak powiedziała Teresa Zaniewska w artykule „Strofy spod znaku karabinu i róży”3 z życia Kabaty można by stworzyć kilka życiorysów i każdy byłby frapujący. Istotnie, biografia „Boba” zdumiewa wielobiegunowością, wykluczającymi się, jak można by sądzić, wcieleniami. A jednak składają się one na jedną postać, tyle że nieprzeciętną.W odbiorze społecznym Kabata funkcjonuje głównie jako piewca Armii Krajowej, którą nazwał Armią Dumną. Co prawda rozpoczynał swoją bohaterską drogę jako partyzant oddziału „Jędrusie” i do końca tak o sobie myślał, czego dowodzą podpisy, jakimi sygnował listy: „Bobo” od „Jędrusia”, to jednak chyba w Armii Krajowej widział tę formację, która objąwszy swym działaniem wszystkie niemal polskie ziemie, była armią prawdziwą, z dowództwem, hierarchią i całym wojskowym anturażem, który jako kadet pokochał. Swój wielki szacunek do AK wyraził w przywoływanym, sztandarowym wierszu, w którym na prawach poetyckiego uogólnienia zawarł los wojenny i powojenny tej formacji, a także, niczym profeta, przewidywał:
Nas nie stanie, lecz ty nie zaginiesz.
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz,
ARMIO KRAJOWA. (s. 45)
O Armii Krajowej Zbigniew Kabata zawsze pisał w tonie afirmatywnym, a nawet ją sakralizował. W wierszu „Tak wiele czasu spędziłem w pogoni” wyznawał, iż poszukiwanie słów, którymi można by było nazwać najwyższe bohaterstwo i najwznioślejszą ideę, zawsze prowadzi do konkluzji:
Dwa takie słowa znalazłem - jak hasło
nimbem okryte złotej aureoli,
słowa jak światło co nigdy nie zgasło
i oczy ślepi i cieszy i boli.
Być może zabrzmią dla innych inaczej
te dwa najprostsze, najzwyklejsze słowa.
Ja nimi czyny nieśmiertelne znaczę
Słuchajcie ludzie - to ARMIA KRAJOWA!
I nic już więcej wyrzec nie potrafię.
I nic już więcej powiedzieć nie trzeba
Choć nimi w serca na ziemi nie trafię
wiem, że dolecą do samego nieba. (s. 216)
Pewność racji moralnych, po których stronie stanęła ta formacja, nakazała Kabacie formułować radykalne przekonanie, że Armii Krajowej należy się cześć i jasne miejsce w historii Polski, co według poety, znajduje dodatkową motywację w sankcji boskiej, niebiańskiej. Przy czym „Bobo”, sławiąc AK jako najwyższą ideę, nie gloryfikował jej żołnierzy, bo, jak napisał w wierszu „Wara”, było ich ponad 350 tysięcy i „przy tej liczbie niech nikt się nie łudzi / że był to huf aniołów, a nie ludzi” (s. 228). I zachęcał, by nieżyczliwy historyk do woli krytykował akowców, lecz przestrzegał go: „wara ci od ARMII KRAJOWEJ!” (s. 228). „Bobo” widział w Armii Krajowej spadkobierczynię i kontynuatorkę całej tradycji niepodległościowej, począwszy od Powstania Listopadowego, przez Styczniowe, wreszcie Legiony J. Piłsudskiego; mówił w wierszu „Sztafeta”
Nam wypadło przejąć spadek krwawy,
podnieść broń co z martwych rąk wypadła
i zapomnieć o sobie dla Sprawy
w ciemną noc co na kraju osiadła. (s. 290)
I tę tradycję przekazuje młodym:Weźcie od nas pałeczkę sztafety.
Niech was wiedzie ten sam Orzeł Biały
do tej samej od wieków już mety
dla Jej dobra, dla Jej wiecznej chwały.
Powinność patriotyczną musi wypełnić każda generacja, zgodnie z momentem historycznym, w jakim przyszło nam żyć. Kolumbowie przejęli spadek krwawy, a więc podjęli walkę zbrojną. Byli wśród nich ludzie, których „Bobo” pokochał i za którymi później tęsknił. Przychodzili do niego szczególnie w nocy, gdy człowiek znajduje się w osobliwym stanie: pół jawy, pół snu. Nawiązując do konwencji onirycznej, przywoływał wielu „leśnych” przyjaciół, z którymi związał się emocjonalnie na całe życie, m.in. Leona Torlińskiego czy Edytę i Władysława Chachajów – „Basię” i „Andrzeja”, którym zadedykował wiersz „Baśdrzejom na pamiątkę mokrej paproci”.
Na alei leśnej żeśmy się spotkali…
aby dotknąć płomienia, który się w nas pali
i znów się o dawne rocznice potykać.
(…)
Tak pragnę raz jeszcze uścisnąć wam dłonie,
odnaleźć moje miejsce w rozbitym szeregu
i zachłysnąć się pieśnią w przyjacielskim gronie
i usłyszeć jej echo z przeciwnego brzegu.
(…)
Ponad losu otchłanią tak mi się dziś marzy.
Znowu zwiera swe hufce moja Armia Dumna
I orszakiem zamglonym zapomnianych twarzy
idzie wprost w moje serce widmowa kolumna.
(…)
Nie ma zbrojnej kolumny. Rozwiały się mary,
choć ja ich – tak na zawsze – pożegnać nie umiem
i wciąż ech nasłuchuję, wygnany i stary,
i jak ziemia pamiętam i jak sosna szumię. (s. 106-107)
Gdy Kabata pisał ten wiersz, miał 46 lat. Starość zatem nie jest tu kategorią biologiczną, lecz psychiczną. W zakończeniu utworu poeta porównał siebie do ziemi i sosny, co symbolicznie oznacza mądrość i ojczysty głos. Tak więc na obczyźnie, oddalony od ojczyzny wygnaniec, nadal pamięta i w marzeniach przenosi się do czasów „leśnych”. Nocą przychodzą do niego zabici – „Jędruś”, Zdzich, któremu tuż po śmierci zdjął stalowy pierścień i nałożył na swą dłoń; „Staśko Szkot”, „Simek”, „Tadek Budiet”, „Milord”, „Księżna”... Wiersze „Boba” przywołują imiona zabitych przyjaciół, w tym sensie jego poezja ma jeszcze ten walor, że jest hołdem i jednocześnie apelem poległych. Dla postawy partyzantów od „Jędrusia” oraz żołnierzy Armii Krajowej znalazł poeta uzasadnienie nie tylko w racjach politycznych i moralnych, ale także w tradycji sięgającej czasów rzymskich, w horacjańskiej maksymie Dulce et decorum est pro patria mori, w tradycji romantycznej i, jak powiedziano, legionowej. „Bobo” nigdy nie zakwestionował sensu walki, jaką podjęli Polacy w czasie II wojny.Refleksja nad losem swego pokolenia przywiodła Kabatę ku rozmyślaniom nad kondycją człowieka w świecie. Sam jako poeta, w przeciwieństwie do życia zawodowego, był wychylony w przeszłość: cokolwiek by widział tu i teraz, czyli po wojnie na obczyźnie, kierowało jego myśl ku temu, co było kiedyś „nad wiślanym brzegiem”. Krajobrazy Kanady nieuchronnie przywodziły na pamięć widoki Sandomierszczyzny i zawsze to porównanie wypadało na niekorzyść tych pierwszych. Utkany ze zbóż, bławatków, maków, mokrej od rosy trawy pejzaż polski zawsze okazywał się piękniejszy nie z pobudek nacjonalistycznych, lecz dlatego, że to tutaj właśnie dokonało się wtajemniczenie w miłość, przyjaźń i śmierć, czyli w dojrzałość. Jako biolog Kabata wiedział, że każde istnienie ma kres, jako człowiek – też miał tę świadomość, lecz była ona źródłem melancholii i zadumy nad przemijaniem, któremu usiłował przeciwstawić się poezją. Dlatego w swych wierszach „Bobo” nieustannie ponawiał próby nasycenia słów bytem poprzez użycie konkretów: tyle w tej poezji majowych obłoków, alejek leśnych, sosnowych gałęzi, szronu, łanów pszenicy, słońca i gwiazd – świadków człowieczego istnienia. („Gdybym spotkał się z wróżką”). Natura zajmuje więc znaczące miejsce w tej poezji – natura jako tło zdarzeń, ich uczestnik i sprzymierzeniec człowieka, źródło doznań estetycznych oraz egzystencjalnego bólu. Stąd dramatycznie brzmią wołania poety: „oddajcie mi druhów przyjacielskie koło / oddajcie mi oczy niewinne i czyste”. Są one nie tylko skargą, że przyjaciół już nie ma, że oczy zranił „czas kaleki”, ale przede wszystkim świadectwem żalu, jaki rodzi się z refleksji nad nieuchronnie mijającym czasem. Pożegnaniem ze światem jest niewątpliwie wiersz „Słońce jest już na skłonie” (1981). To swoisty testament, w którym poeta wylicza to, co przeżył i co pokochał: żywot „leśny”, muzykę, pracę naukową, przyrodę i te wartości przekazuje nam jako świadectwo swych fascynacji, swego życia:
Z wszystkim tym się rozprawię,
wszystko to pozostawię
gdy odejdę, by świadczyło o mnie,
by jaśniało, pachniało,
by me imię wołało
Gdy ostatni mnie człowiek zapomni.
Pragnąłby więc wtopić się w przyrodę, pozostawić cząstkę siebie tu na ziemi. Kabata nigdy nie stanął na gruncie egzystencjalnego pesymizmu, wręcz przeciwnie. Bolesne doświadczenia wojenne, zinterpretowane jako LOS, stały się źródłem afirmacji istnienia, prowadziły do umiłowania człowieka i samego życia jako wartości autotelicznej. Wojna zraniła pamięć „Boba”, ale, paradoksalnie, wzmocniła w nim przywiązanie do wartości humanistycznych, ludzkich. Dlatego mógł trwać po stronie optymizmu, który pozwala przeżywać urzeczenie światem, chociaż jesteśmy na ziemi tylko przechodniami. Lecz, jak pouczał biblijny mędrzec Kohelet, życie dlatego coś znaczy, że jest jedno i trwa krótko. Na tym polegała jego mądrość, którą posiadł również „Bobo”. W ulotnej człowieczej egzystencji jest miejsce na cierpienie, ale i szczęście, które możemy czerpać także z więzi z innymi ludźmi. Kabata był dobrym, wiernym przyjacielem, a nade wszystko mężem Mary Ann. Jak podkreślał w listach do autorki wystąpienia, to ona, gdy leżał z pogruchotaną nogą w szpitalu w Szkocji, zajęła się „rybakiem – przybłędą”. I to dzięki niej zdał maturę, ukończył studia, doktoryzował się. Kabata był pewien, że swe sukcesy naukowe zawdzięczał irlandzkiej żonie, która porzuciła karierę lekarza i poświęciła własne ambicje dla ukochanego mężczyzny. W cytowanym wcześniej wierszu o „łatach” wyznaczył Mary rolę najważniejszą – ona scaliła jego życie wewnętrzne, ostatecznie nadała mu sens i wartość. Dowodzi tego także wzruszający liryk miłosny, oda „Do mojej 80-latki”, dedykowana żonie (2005). Poeta nie mówi tu jako starzec, lecz ciągle zakochany młody mężczyzna, który nie może pojąć cudu, jakim było spotkanie ukochanej. Nadaje jej rozliczne miana, by objaśnić rolę, jaką odegrała w jego życiu – była strzałką busoli, muzą, ostoją, towarzyszką życia, nieprześnionym snem na jawie. W zakończeniu wyznaje:
I tak już iść będziemy na zawsze, do końca.
Pragnąłbym nawet w wieczność pójść z Tobą we dwoje
jednym krokiem, dłoń w dłoni i twarzą do słońca,
bo wiem: Ubi tu Gaia, ibi serce moje.
Mary zmarła w 2007 roku. Był to dla „Boba” cios, po którym z trudem powracał do życia. W jednym z listów napisał, że gdy świętowali Złote Gody, powtarzali w czasie uroczystości w kościele w Nanaimo tekst przysięgi małżeńskiej. Lecz świadomie opuścili frazę, że będą razem, „aż śmierć ich rozłączy”. „Zdecydowaliśmy się, że nas nie rozłączy. I wiem, że tak zostanie” – napisał w liście (23 września 2010).Kabata – czuły mąż i kochający ojciec dwojga dzieci, strażnik tradycyjnych wartości. Do tego kręgu dołączam sferę wiary. Doszła ona do głosu w pełni u kresu życia, ale jej zwiastuny pojawiły się znacznie wcześniej. Myślę o przejmującej inwokacji do Matki Boskiej Sulisławskiej, którą zakończył wiersz „Pierścieniu stalowy” z 1967 roku:
O Matko Święta, Pani Sulisławska,
co spod podwójnej, w niebo mknącej wieży
z czarnego na nas spoglądasz obrazka,
módl się za nami. Niech ten grób co leży
u stóp Twoich światłość okryje wieczysta.
W błogosławieństwie serdecznym zachowaj
męstwo rozsiane nieśmiertelnym pyłem.
A mnie, Panno Czysta,
Matko „Jędrusiowa”,
wybacz,to, że przeżyłem. (Pierścień stalowy, 1967)
To liryka religijna w najczystszej postaci. Apostrofa inicjująca wypowiedź implikuje postawę człowieka religijnego, który błaga Maryję o zbawienie dla „Jędrusiów” spoczywających na pobliskim cmentarzu, niemal dosłownie u stóp ołtarza, oraz o odpuszczenie winy wypowiadającego te słowa. A jest nią ocalenie z wojny – szczególna wina moralna. Zbigniew Kabata, który nie manifestował tak jawnie swych przekonań religijnych, aczkolwiek jego system aksjologiczny ufundowany został na chrześcijaństwie, co w sposób implicytny zawiera się w wierszach, expressis verbis wyraził je w „Partyzanckiej Drodze Krzyżowej”, na którą składa się 14 wierszy – Stacje Męki. Każdy z tych utworów zbudowany został z dwu strof. Pierwsza mówi o Drodze Chrystusa na Golgotę, druga – odnosi się do polskich partyzantów. Kabata nawiązał w tym tomiku do idei mesjanizmu – żołnierze podziemni w czasie II wojny powtórzyli Drogę Krzyżową Chrystusa, by doprowadzić do niepodległości ojczyzny. Wydaje się, że dopiero chrześcijańska historiozofia pozwoliła poecie zamknąć przeżycia II wojny i ostatecznie zrozumieć sens dziejów:Stacja czternasta
Gdy do grobu Cię złożono, Panie
Józef na grobie głaz położył,
aby gdy przyjdzie zmartwychwstanie
głaz bez pomocy grób otworzył.
A teraz przy Partyzantów mogile
w skupieniu zmówmy pacierz za ich dusze.
Poświęćmy im wspomnienia cichą chwilę
za ich ofiary za ich katusze.
Paralelizm sytuacyjny, jako zasada kompozycji cyklu Drogi Krzyżowej, nakazuje wierzyć, że Partyzanci mają przygotowaną nagrodę, na podobieństwo Chrystusa zmartwychwstaną, narodzą się do istnienia w wymiarze eschatologicznym. Mogę powiedzieć, że w pewien sposób uczestniczyłam w procesie powstawania PDK. 2 grudnia 2011 r. „Bobo” wyjawił, że „przed szpitalnymi przygodami” (2010) napisał 3 stacje, ale gdzieś zawieruszyły się. Jednak w emailu z 18 maja 2012 r. Pan Profesor przysłał wiersz – Stację Trzecią i napisał: „Wygrzebałem to w pamięci”. Następnie była Stacja I (20 czerwca 2012 r.), która „wyskoczyła w pamięci”, po czym 3 lipca 2012 r. Kabata „odgrzebał też coś, co może Ciebie zainteresować. Szkoda, że nie było lepsze”. A 20 lipca, gdy sukcesywnie Stacji przybywało, oznajmił, że musi zmienić rymy w Stacji VIII, bo powtarzają schemat z III. „A ja chciałem uniknąć łatwizny” – dodał, jak zawsze wobec siebie wymagający i wobec wierszy krytyczny. Proces powstawania PDK dowodzi, że poeta nosił ją w sobie od dawna, skoro „wyskakiwały mu z pamięci” kolejne Stacje. 25 lipca 2012 r. napisał: „Powinnaś mieć wszystkie stacje w ręku. Że nie są najlepsze, to moja wina, a że są w ogóle to dzięki Tobie. Zrób z nimi co uważasz za stosowne”. We wrześniu 2012 roku PDK ukazała się drukiem. Już w listopadzie tego roku młodzież I LO Collegium Gostomianum po raz pierwszy wystawiła ją w naszej Bazylice Katedralnej. Otwarte wyznania homo religiosus zdominowały zbiór, który zamyka twórczość i życie Kabaty, a który „Bobo” nazwał „pożegnalnym utworem”.
Jak pisał w listach do autorki wystąpienia, już wcześniej pragnął zrymować fragment Litanii Loretańskiej, sekwencję poświęconą Maryi jako Królowej. Skutek tego zrymowania jest niezwykły. Krytyk Konstanty Pieńkosz dostrzegł w tych czternastu wierszach ujętych w formę sestyn nawiązanie do bardzo odległej tradycji – do średniowiecznych tropów, czyli rozbudowanych form modlitewnych dodawanych do tekstów liturgicznych4. Takim tropem jest „Bogurodzica”, najstarsza polska pieśń religijna z II połowy XIII w., będąca poetyckim rozwinięciem zawołania Kyrie eleison. Jak dodaje Pieńkosz, konieczna dla modlitwy postawa pokory i zatarcia podmiotowości wypowiedzi znalazła jednak wyraz w kunsztownej formie poetyckiej: poeta rygorystycznie przestrzega dwu schematów wersyfikacyjnych, co dowodzi wysokiej świadomości artystycznego rzemiosła. „Wierny poddany” Maryi głosi Jej chwałę, prosi o opiekę i obronę przed złem, o pokój w Polsce i na świecie. W tych krótkich wierszach wypowiedział się człowiek mądry, doświadczony i głęboko wierzący wiarą ufną i bezgraniczną. Zbigniew Kabata wszystkie swe role życiowe wypełnił wzorowo: jako bohaterski partyzant i żołnierz, uczony o światowej sławie, kochający mąż i ojciec, patriota, który dochował wierności ojczyźnie. Żył według ideałów młodości, wzbogacając je o coraz to nowe wyzwania. Wszystkie te doświadczenia wyraziły się i scaliły w poezji, dlatego jest ona tak przejmująco szczera.
Wierzę każdemu słowu poety. „Bobo” pragnął, by pamiętano o nim tu, w ojczyźnie, by zapamiętano jego wiersze, bo to, w jego przekonaniu, było gwarancją ocalenia „Jędrusiów” i żołnierzy AK przed „strumieniem czasu”. Z naszym miastem połączyła go więź wręcz mistyczna – Sandomierz go fascynował i przyciągał. Dlatego gdy zamykano Koło AK w Toronto sugerował, by znajdujący się tam jego portret przywieźć do Sandomierza. Po śmierci „Boba” tutaj trafiły najwyższe jego odznaczenia, a następnie część księgozbioru. Cieszył się z tytułów: Przyjaciela CG oraz Członka Honorowego Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego. Lecz największą radość sprawiło mu Honorowe Obywatelstwo naszego miasta z 1999 roku. Na uroczystości w roku 2000 nie mógł przybyć, ale przekazał list, który odczytała siostra prof. Alina Kabata-Pendias. Do mnie dotarł ze Stanów Zjednoczonych razem z 53 listami Zbigniewa Kabaty, które przekazała mi Pani Maria Markiewicz ps. „Alicja”, komendantka łączności przy Oddziale Dywersji na Obwód sandomierski, tarnobrzeski i staszowski, przyjaciółka „Boba” z czasów okupacji. Niech jego treść wystarczy za podsumowanie:
Nie mogąc ze względów ode mnie niezależnych być z Wami w dniu dzisiejszym, piszę do Was z drugiego końca świata, z podcienia Gór Skalistych, z wybrzeża Oceanu Spokojnego. Piszę wsłuchując się w bardzo już dawne, ale stale jeszcze brzmiące echa. Słyszę jak woła mnie Sandomierz głosem dudniącym pod ostrym łukiem Opatowskiej Bramy, przeciskającym się przez Ucho Igielne, turlającym się po spadzistym dachu Domu Długosza i ocierającym się o strzeliste wieże katedry i kościoła Świętego Jakuba. Głos przelatuje ponad Tatarskim szlakiem, ponad Trupią Drogą, zanim oderwie się od swoich stron i doleci do mnie.Sandomierz. Miasto z którym łączą mnie serdeczne i dramatyczne wspomnienia. Miasto, które ciągnęło mnie, młodzika, jak magnes, a jednocześnie było dla mnie pułapką grożącą śmiercią. Nigdy w mych młodych latach nie zaszedłem w jego ulice bez uczucia czającego się niebezpieczeństwa. Miasto w które tylko raz, po dziesiątkach lat wszedłem bez tego uczucia.We wrześniu 1945 roku stałem na wzgórzu od strony Kobiernik i spoglądałem na rozpościerającą się przed mną panoramę Sandomierza. Odjeżdżałem w drogę z której tak bardzo chciałem wrócić jak najprędzej, jak najzbrojniej, jak najbardziej triumfalnie. Przyszła mi przez głowę myśl: Kiedy cię znów zobaczę, Sandomierzu? Nie przypuszczałem, że stanie się to aż za 47 lat! Los wymiótł mnie z Kraju, z Sandomierskiej ziemi, tak daleko jak tylko można sobie wyobrazić. Ale z tej olbrzymiej odległości w czasie i przestrzeni słyszę dziś znów głos Sandomierza, nabrzmiały dziesięcioma stuleciami historii, wołający do mnie serdeczną pamięcią. Wołający słowami: Zbigniewie Kabata, gdziekolwiek się znajdujesz, jesteś nasz! Jestem.
Dziękuję ci, Sandomierzu.Spoczywający na cmentarzu w Nanaimo „Bobo” jest nasz, sandomierski, ale swą poezją współtworzy historię i kulturę całego narodu.
Danuta Paszkowska
[1] Email z 29 sierpnia 2010 r.Z wszystkim tym się rozprawię,
wszystko to pozostawię
gdy odejdę, by świadczyło o mnie,
by jaśniało, pachniało,
by me imię wołało
Gdy ostatni mnie człowiek zapomni.
Pragnąłby więc wtopić się w przyrodę, pozostawić cząstkę siebie tu na ziemi. Kabata nigdy nie stanął na gruncie egzystencjalnego pesymizmu, wręcz przeciwnie. Bolesne doświadczenia wojenne, zinterpretowane jako LOS, stały się źródłem afirmacji istnienia, prowadziły do umiłowania człowieka i samego życia jako wartości autotelicznej. Wojna zraniła pamięć „Boba”, ale, paradoksalnie, wzmocniła w nim przywiązanie do wartości humanistycznych, ludzkich. Dlatego mógł trwać po stronie optymizmu, który pozwala przeżywać urzeczenie światem, chociaż jesteśmy na ziemi tylko przechodniami. Lecz, jak pouczał biblijny mędrzec Kohelet, życie dlatego coś znaczy, że jest jedno i trwa krótko. Na tym polegała jego mądrość, którą posiadł również „Bobo”. W ulotnej człowieczej egzystencji jest miejsce na cierpienie, ale i szczęście, które możemy czerpać także z więzi z innymi ludźmi. Kabata był dobrym, wiernym przyjacielem, a nade wszystko mężem Mary Ann. Jak podkreślał w listach do autorki wystąpienia, to ona, gdy leżał z pogruchotaną nogą w szpitalu w Szkocji, zajęła się „rybakiem – przybłędą”. I to dzięki niej zdał maturę, ukończył studia, doktoryzował się. Kabata był pewien, że swe sukcesy naukowe zawdzięczał irlandzkiej żonie, która porzuciła karierę lekarza i poświęciła własne ambicje dla ukochanego mężczyzny. W cytowanym wcześniej wierszu o „łatach” wyznaczył Mary rolę najważniejszą – ona scaliła jego życie wewnętrzne, ostatecznie nadała mu sens i wartość. Dowodzi tego także wzruszający liryk miłosny, oda „Do mojej 80-latki”, dedykowana żonie (2005). Poeta nie mówi tu jako starzec, lecz ciągle zakochany młody mężczyzna, który nie może pojąć cudu, jakim było spotkanie ukochanej. Nadaje jej rozliczne miana, by objaśnić rolę, jaką odegrała w jego życiu – była strzałką busoli, muzą, ostoją, towarzyszką życia, nieprześnionym snem na jawie. W zakończeniu wyznaje:
I tak już iść będziemy na zawsze, do końca.
Pragnąłbym nawet w wieczność pójść z Tobą we dwoje
jednym krokiem, dłoń w dłoni i twarzą do słońca,
bo wiem: Ubi tu Gaia, ibi serce moje.
Mary zmarła w 2007 roku. Był to dla „Boba” cios, po którym z trudem powracał do życia. W jednym z listów napisał, że gdy świętowali Złote Gody, powtarzali w czasie uroczystości w kościele w Nanaimo tekst przysięgi małżeńskiej. Lecz świadomie opuścili frazę, że będą razem, „aż śmierć ich rozłączy”. „Zdecydowaliśmy się, że nas nie rozłączy. I wiem, że tak zostanie” – napisał w liście (23 września 2010).Kabata – czuły mąż i kochający ojciec dwojga dzieci, strażnik tradycyjnych wartości. Do tego kręgu dołączam sferę wiary. Doszła ona do głosu w pełni u kresu życia, ale jej zwiastuny pojawiły się znacznie wcześniej. Myślę o przejmującej inwokacji do Matki Boskiej Sulisławskiej, którą zakończył wiersz „Pierścieniu stalowy” z 1967 roku:
O Matko Święta, Pani Sulisławska,
co spod podwójnej, w niebo mknącej wieży
z czarnego na nas spoglądasz obrazka,
módl się za nami. Niech ten grób co leży
u stóp Twoich światłość okryje wieczysta.
W błogosławieństwie serdecznym zachowaj
męstwo rozsiane nieśmiertelnym pyłem.
A mnie, Panno Czysta,
Matko „Jędrusiowa”,
wybacz,to, że przeżyłem. (Pierścień stalowy, 1967)
To liryka religijna w najczystszej postaci. Apostrofa inicjująca wypowiedź implikuje postawę człowieka religijnego, który błaga Maryję o zbawienie dla „Jędrusiów” spoczywających na pobliskim cmentarzu, niemal dosłownie u stóp ołtarza, oraz o odpuszczenie winy wypowiadającego te słowa. A jest nią ocalenie z wojny – szczególna wina moralna. Zbigniew Kabata, który nie manifestował tak jawnie swych przekonań religijnych, aczkolwiek jego system aksjologiczny ufundowany został na chrześcijaństwie, co w sposób implicytny zawiera się w wierszach, expressis verbis wyraził je w „Partyzanckiej Drodze Krzyżowej”, na którą składa się 14 wierszy – Stacje Męki. Każdy z tych utworów zbudowany został z dwu strof. Pierwsza mówi o Drodze Chrystusa na Golgotę, druga – odnosi się do polskich partyzantów. Kabata nawiązał w tym tomiku do idei mesjanizmu – żołnierze podziemni w czasie II wojny powtórzyli Drogę Krzyżową Chrystusa, by doprowadzić do niepodległości ojczyzny. Wydaje się, że dopiero chrześcijańska historiozofia pozwoliła poecie zamknąć przeżycia II wojny i ostatecznie zrozumieć sens dziejów:Stacja czternasta
Gdy do grobu Cię złożono, Panie
Józef na grobie głaz położył,
aby gdy przyjdzie zmartwychwstanie
głaz bez pomocy grób otworzył.
A teraz przy Partyzantów mogile
w skupieniu zmówmy pacierz za ich dusze.
Poświęćmy im wspomnienia cichą chwilę
za ich ofiary za ich katusze.
Paralelizm sytuacyjny, jako zasada kompozycji cyklu Drogi Krzyżowej, nakazuje wierzyć, że Partyzanci mają przygotowaną nagrodę, na podobieństwo Chrystusa zmartwychwstaną, narodzą się do istnienia w wymiarze eschatologicznym. Mogę powiedzieć, że w pewien sposób uczestniczyłam w procesie powstawania PDK. 2 grudnia 2011 r. „Bobo” wyjawił, że „przed szpitalnymi przygodami” (2010) napisał 3 stacje, ale gdzieś zawieruszyły się. Jednak w emailu z 18 maja 2012 r. Pan Profesor przysłał wiersz – Stację Trzecią i napisał: „Wygrzebałem to w pamięci”. Następnie była Stacja I (20 czerwca 2012 r.), która „wyskoczyła w pamięci”, po czym 3 lipca 2012 r. Kabata „odgrzebał też coś, co może Ciebie zainteresować. Szkoda, że nie było lepsze”. A 20 lipca, gdy sukcesywnie Stacji przybywało, oznajmił, że musi zmienić rymy w Stacji VIII, bo powtarzają schemat z III. „A ja chciałem uniknąć łatwizny” – dodał, jak zawsze wobec siebie wymagający i wobec wierszy krytyczny. Proces powstawania PDK dowodzi, że poeta nosił ją w sobie od dawna, skoro „wyskakiwały mu z pamięci” kolejne Stacje. 25 lipca 2012 r. napisał: „Powinnaś mieć wszystkie stacje w ręku. Że nie są najlepsze, to moja wina, a że są w ogóle to dzięki Tobie. Zrób z nimi co uważasz za stosowne”. We wrześniu 2012 roku PDK ukazała się drukiem. Już w listopadzie tego roku młodzież I LO Collegium Gostomianum po raz pierwszy wystawiła ją w naszej Bazylice Katedralnej. Otwarte wyznania homo religiosus zdominowały zbiór, który zamyka twórczość i życie Kabaty, a który „Bobo” nazwał „pożegnalnym utworem”.
Jak pisał w listach do autorki wystąpienia, już wcześniej pragnął zrymować fragment Litanii Loretańskiej, sekwencję poświęconą Maryi jako Królowej. Skutek tego zrymowania jest niezwykły. Krytyk Konstanty Pieńkosz dostrzegł w tych czternastu wierszach ujętych w formę sestyn nawiązanie do bardzo odległej tradycji – do średniowiecznych tropów, czyli rozbudowanych form modlitewnych dodawanych do tekstów liturgicznych4. Takim tropem jest „Bogurodzica”, najstarsza polska pieśń religijna z II połowy XIII w., będąca poetyckim rozwinięciem zawołania Kyrie eleison. Jak dodaje Pieńkosz, konieczna dla modlitwy postawa pokory i zatarcia podmiotowości wypowiedzi znalazła jednak wyraz w kunsztownej formie poetyckiej: poeta rygorystycznie przestrzega dwu schematów wersyfikacyjnych, co dowodzi wysokiej świadomości artystycznego rzemiosła. „Wierny poddany” Maryi głosi Jej chwałę, prosi o opiekę i obronę przed złem, o pokój w Polsce i na świecie. W tych krótkich wierszach wypowiedział się człowiek mądry, doświadczony i głęboko wierzący wiarą ufną i bezgraniczną. Zbigniew Kabata wszystkie swe role życiowe wypełnił wzorowo: jako bohaterski partyzant i żołnierz, uczony o światowej sławie, kochający mąż i ojciec, patriota, który dochował wierności ojczyźnie. Żył według ideałów młodości, wzbogacając je o coraz to nowe wyzwania. Wszystkie te doświadczenia wyraziły się i scaliły w poezji, dlatego jest ona tak przejmująco szczera.
Wierzę każdemu słowu poety. „Bobo” pragnął, by pamiętano o nim tu, w ojczyźnie, by zapamiętano jego wiersze, bo to, w jego przekonaniu, było gwarancją ocalenia „Jędrusiów” i żołnierzy AK przed „strumieniem czasu”. Z naszym miastem połączyła go więź wręcz mistyczna – Sandomierz go fascynował i przyciągał. Dlatego gdy zamykano Koło AK w Toronto sugerował, by znajdujący się tam jego portret przywieźć do Sandomierza. Po śmierci „Boba” tutaj trafiły najwyższe jego odznaczenia, a następnie część księgozbioru. Cieszył się z tytułów: Przyjaciela CG oraz Członka Honorowego Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego. Lecz największą radość sprawiło mu Honorowe Obywatelstwo naszego miasta z 1999 roku. Na uroczystości w roku 2000 nie mógł przybyć, ale przekazał list, który odczytała siostra prof. Alina Kabata-Pendias. Do mnie dotarł ze Stanów Zjednoczonych razem z 53 listami Zbigniewa Kabaty, które przekazała mi Pani Maria Markiewicz ps. „Alicja”, komendantka łączności przy Oddziale Dywersji na Obwód sandomierski, tarnobrzeski i staszowski, przyjaciółka „Boba” z czasów okupacji. Niech jego treść wystarczy za podsumowanie:
Nie mogąc ze względów ode mnie niezależnych być z Wami w dniu dzisiejszym, piszę do Was z drugiego końca świata, z podcienia Gór Skalistych, z wybrzeża Oceanu Spokojnego. Piszę wsłuchując się w bardzo już dawne, ale stale jeszcze brzmiące echa. Słyszę jak woła mnie Sandomierz głosem dudniącym pod ostrym łukiem Opatowskiej Bramy, przeciskającym się przez Ucho Igielne, turlającym się po spadzistym dachu Domu Długosza i ocierającym się o strzeliste wieże katedry i kościoła Świętego Jakuba. Głos przelatuje ponad Tatarskim szlakiem, ponad Trupią Drogą, zanim oderwie się od swoich stron i doleci do mnie.Sandomierz. Miasto z którym łączą mnie serdeczne i dramatyczne wspomnienia. Miasto, które ciągnęło mnie, młodzika, jak magnes, a jednocześnie było dla mnie pułapką grożącą śmiercią. Nigdy w mych młodych latach nie zaszedłem w jego ulice bez uczucia czającego się niebezpieczeństwa. Miasto w które tylko raz, po dziesiątkach lat wszedłem bez tego uczucia.We wrześniu 1945 roku stałem na wzgórzu od strony Kobiernik i spoglądałem na rozpościerającą się przed mną panoramę Sandomierza. Odjeżdżałem w drogę z której tak bardzo chciałem wrócić jak najprędzej, jak najzbrojniej, jak najbardziej triumfalnie. Przyszła mi przez głowę myśl: Kiedy cię znów zobaczę, Sandomierzu? Nie przypuszczałem, że stanie się to aż za 47 lat! Los wymiótł mnie z Kraju, z Sandomierskiej ziemi, tak daleko jak tylko można sobie wyobrazić. Ale z tej olbrzymiej odległości w czasie i przestrzeni słyszę dziś znów głos Sandomierza, nabrzmiały dziesięcioma stuleciami historii, wołający do mnie serdeczną pamięcią. Wołający słowami: Zbigniewie Kabata, gdziekolwiek się znajdujesz, jesteś nasz! Jestem.
Dziękuję ci, Sandomierzu.Spoczywający na cmentarzu w Nanaimo „Bobo” jest nasz, sandomierski, ale swą poezją współtworzy historię i kulturę całego narodu.
Danuta Paszkowska
[2] Email z 12 czerwca 2010 r.
[3] T. Zaniewska, Strofy spod znaku karabinu i róży, [w:] red. T. Zaniewska, N. Pospieszny, Z. Stankiewicz, Światło wśród burzy. Materiały II Międzynarodowej konferencji „Szkolnictwo i oświata polska na Zachodzie w czasie drugiej wojny światowej”, Białystok 2004, s. 291.
[4] K. Pieńkosz, Maryjne tropy, „Zeszyty Sandomierskie”, Rok XX, nr 37, wrzesień 2014, s. 113-114.